Reklama

Rafał Blechacz był pierwszym Polakiem, który wygrał Konkurs Chopinowski od czasu triumfu Krzysztofa Zimermana w 1975 roku. Nic dziwnego, że po ogłoszeniu wyniku konkursu emocje sięgnęły zenitu. "Brachu, rozbiłeś bank!" - napisał Zimerman w liście gratulacyjnym do młodego pianisty.

Drobny, lekko przygarbiony, skromny, wycofany chłopak zjednał sobie szeroką publiczność. "Po werdykcie ludzie rozpoznawali pianistę na ulicy i nie byli to tylko melomani z Filharmonii. W niedzielę po mszy w kościele św. Krzyża ludzie podchodzili do niego i gratulowali wygranej. Tych gratulacji było więcej - zarówno pianista, jak i jego ojciec mieli zapchane skrzynki w telefonach" - pisze Marcin Bogucki w książce "Chopinowskie igrzysko".    

Reklama

Urodził się w 1985 roku w Nakle nad Notecią. Grę na fortepianie rozpoczął w wieku pięciu lat. W dzieciństwie marzył o karierze organisty - grywał ze słuchu wszystkie części mszy w rozmaitych tonacjach, pieśni religijne, kolędy. Gdy wykonywał swoje pierwsze utwory na fortepianie, wyobrażał sobie, że gra na organach. Później zdarzało mu się zasiadać za organami w kościele w swoim rodzinnym mieście.

Bach - wielka miłość

W wywiadach podkreślał, że przygoda z muzyką kościelną dużo wniosła do jego rozwoju. Sam harmonizował grywane ze słuchu melodie, co wykształciło w nim swobodę improwizacyjną. Muzyka organowa naturalnie pociągnęła młodego chłopaka w kierunku twórczości Jana Sebastiana Bacha, z którą było mocno związany. - Naprawdę lubiłem jego muzykę, byłem zafascynowany jej wielogłosowością - mówił w jednym z wywiadów.

Pierwszym konkursem, w jakim wziął udział, był Konkurs Bachowski w Gorzowie Wielkopolskim. Blechacz miał wówczas zaledwie 11 lat, a zdobył pierwszą nagrodę w najstarszej grupie wiekowej. Jak wspominał po latach, grał, nie używając pedałów fortepianu, bo do nich zwyczajnie nie sięgał. W programie był też obowiązkowy nokturn Chopina. - Musiałem zsunąć się z krzesła i wykonałem go właściwie na stojąco - mówił.

Blechacz podkreślał, że Bach pozwala wykonawcy wyrazić siebie, swoje spojrzenie na tę muzykę, jej odczuwanie. Ale może się tak stać dopiero wtedy, gdy utwór jest już zrośnięty z muzykiem, kiedy jest doskonale opanowany i zrozumiany. W 2015 roku nagrał płytę z utworami Bacha, wydaną przez Deutsche Grammophon.

- Kocham Bacha. Od niego zaczęła się moja przygoda z muzyką. Ta miłość trwa do dziś, wykonuję jego utwory na różnych koncertach. Czystość struktury, duchowość, kontemplacja tej muzyki otworzyła mnie na innych kompozytorów, na czystość klasyczną - Mozarta, Haydna, Beethovena. Odnajduję dużo klasycyzmu również w utworach Chopina, jeśli chodzi o strukturę. To wszystko jest klarowne, czytelne. Ważne jest, by grać utwory różnych kompozytorów, bo one się przenikają - mówił w jednym z wywiadów.

Zwycięstwo w wielkim stylu

Ale to nie Bach, a Chopin przyniósł muzykowi największy sukces. Dwudziestoletni pianista zdobył złoto w XV Konkursie Chopinowskim z 2005 roku. To było zwycięstwo w wielkim stylu. Blechacz otrzymał I nagrodę, ale też wszystkie pozaregulaminowe wyróżnienia - za najlepsze wykonanie mazurków, poloneza, koncertu, a także specjalną nagrodę ufundowaną przez Krystiana Zimermana za wykonanie sonaty.

Kruchy i skromny za klawiaturą zamieniał się w króla fortepianu. Finałowe wykonanie koncertu porwało publiczność zgromadzoną w Filharmonii. Brawa wybuchły jeszcze zanim orkiestra zdążyła wygrać ostatnie dźwięki utworu. Do oklasków przyłączyła się również część jurorów, co jest niespotykanym zachowaniem.

Po tak wielkim sukcesie kariera pianisty nabrała tempa. Występował na najważniejszych scenach muzycznych świata, w tym w Tokio, w Nowym Jorku, Paryżu, Wiedniu, Londynie, Monachium, Berlinie, Amsterdamie, Brukseli, Moskwie, Pradze. W 2005 roku podpisał wyłączny, pięcioletni kontrakt z Deutsche Grammophon na trzy produkcje nagraniowe. W 2007 roku nagrał płytę z preludiami Fryderyka Chopina, rok później z sonatami, a w 2009 roku - koncerty fortepianowe.

Publiczność na całym świecie chciała słuchać Blechacza grającego Chopina. Pianista mierzył się wielokrotnie z tymi samymi utworami. Podkreślał jednak, że nie tracił świeżego spojrzenia nawet na te kompozycje, które grał bardzo często. - Jeśli się kocha utwór, jest się z nim blisko, to nieważne, czy się go gra pięć, piętnaście czy pięćdziesiąt lat - on zawsze będzie bliski sercu, pierwszy. Zawsze coś nowego można będzie w nim odkryć - mówił.

Stara się wchodzić głęboko w utwory, ich logikę, w styl konkretnego kompozytora, tak, by interpretować samo dzieło, a nie inne jego wykonania. Ocenia, że inne interpretacje mogą być pomocne i inspirujące, ale nie powinny przysłaniać własnej wizji utworu. Stawia na równowagę między sferą intelektualną a emocjonalną. - Niektóre interpretacje nastawione wyłącznie na emocje mogą zepsuć samo dzieło, jego formę, strukturę - mówił w wywiadzie dla TVP.

Życiowy balans

Rafał Blechacz spełnia się nie tylko jako muzyk. Napisał pracę doktorską z filozofii - "Interpretacja dzieła muzycznego w kontekście jego tożsamości". Jak mówił, starał się wykazać, jakie elementy są niezmienne w tożsamości utworu, jakie są granice jego interpretacji.

Przy fortepianie spędza około sześciu godzin dziennie. - Sam talent, słuch nie wystarczą. Potrzebna jest systematyczna codzienna praca, która umożliwi opanowanie utworu perfekcyjnie od strony technicznej i pozwoli później zająć się tym, co jest najważniejsze w interpretacji, a więc muzykowaniem, szukaniem ciekawych szczegółów kolorystyki dźwiękowej - przekonywał.

W ciągu roku daje około 50 koncertów. To pozwala mu osiągnąć zdrowe proporcje między podróżami a czasem na opracowywanie nowego repertuaru. Po koncertach nie może spać, w trakcie występów wyzwala się duża dawka adrenaliny. - Zasypiam około 4.00 nad ranem. Szkoda mi marnować ten czas. Wolę wsiąść do samochodu. Tym bardziej, że nocą ruch jest stosunkowo niewielki. Jestem sam ze swoimi myślami - mówi.

Mimo napiętego grafiku koncertowego stara się tak organizować czas, by znaleźć chwile na relaks. Czyta książki, jeździ na rowerze, uprawia jogging. Lubi szybkie samochody. Chętnie wyjeżdża na urlop nad polskie morze czy w góry, uwielbia też zwiedzać włoskie miasteczka. Każdego roku święta Wielkanocne i Bożego Narodzenia spędza w rodzinnym domu.

Blechacz jest osobą wierzącą. Mówił wielokrotnie, że modlitwa i życie duchowe to podstawa, na której buduje swoje życie. - Kontakt z Bogiem daje mi poczucie spokoju i świadomość, że w rozwiązywaniu problemów nie jestem sam - podkreślał w wywiadzie dla tygodnika "Niedziela".

Monika Borkowska