Reklama

Przeliczenie franków z lat 1840-1850 na dzisiejsze euro czy złotówki nie jest łatwe. Aby wyobrazić sobie wartość 20 franków, dobrym wskaźnikiem jest porównanie z dziennymi zarobkami robotników tamtych czasów. W latach 1840-1850 dzienne wynagrodzenie wahało się od 1 franka (na przykład dla praczki) do 4 franków (dla wysoko wykwalifikowanego robotnika w Paryżu). W Paryżu średnia wynosiła prawdopodobnie około 1,25 franka dziennie dla kobiet i 3 franki dla mężczyzn (lub 2 franki na prowincji).

Tak więc cena 20 franków za godzinę lekcji gry na fortepianie stanowiła od 7 do 16 dni pensji robotników (7 do 10 dni dla mężczyzn, 16 dla kobiet). W 1840 roku za 20 franków można było kupić 500 kilogramów węgla, 16 kilogramów sera, 600 kilogramów ziemniaków, 13 kur czy 40 litrów wina.

Reklama

Chopin udzielał mniej więcej pięciu lekcji każdego dnia. A to oznacza, że jego dzienne dochody, nie licząc kwot za wydawane utwory czy koncerty, wynosiły zawrotną sumę 100 franków! Zakładając dla uproszczenia, że uczył pięć dni w tygodniu, miesięcznie wychodziłoby około 2000 franków.

Oczywiście kwoty te są umowne. Po pierwsze - dotyczą miesięcy między październikiem a majem, kiedy to odbywały się lekcje (ciepłe miesiące zarówno uczniowie jak i sam Chopin spędzali poza miastem). A po drugie odnoszą się do czasów, gdy Chopin był w stosunkowo dobrej kondycji zdrowotnej. Należy przypuszczać, że w ostatnich latach, kiedy stan jego drastycznie się pogorszył, gdy przyjmował uczniów w pozycji półleżącej, na sofie, kaszląc i męcząc się przy tym, liczba godzin była zdecydowanie niższa.

Ile Fryderyk brał z kolei od wydawców za swoje utwory? W listach pozostawił konkretne informacje na ten temat. I tak na przykład prawo własności na Francję czterech mazurków oraz trzech walców na fortepian z prawem własności na Francję i Niemcy sprzedał Maurycemu Schlesingerowi za 1500 franków. Za balladę na Francję i Anglię oczekiwał od Camille Pleyela 1000 franków, za dwa polonezy na wszystkie kraje 1500 franków, a za scherzo na całą Europę 1500 franków. Z kolei jedną z etiud sprzedał Schlesingerowi na wszystkie kraje za 200 franków, inną za 500 franków.

Wystawne życie

Warto w tym miejscu przeanalizować też wydatki Chopina. A potrzeby miał niemałe - lubił komfort, cenił sobie dobrą jakość, miał wysublimowany smak. Było to widać zarówno w tym, jak się nosił, jak i w tym, w jakim otoczeniu żył. Piękne meble, dywany, chińskie wazy, zegary, bibeloty, kwiaty, ubrania - wszystko to kosztowało fortunę. W Paryżu miał własnego szewca i rękawicznika. Fraki szył u Dautremonta, kapelusze kupował u Duponta, a buty u Browna. Chadzał do paryskich restauracji na długie biesiady.

W listach Chopina pojawiają się konkretne przykłady kwot, które uświadamiają nam ówczesne koszty życia. I tak pianino przesłane kompozytorowi przez Pleyela na Majorkę Fryderyk sprzedał przed opuszczeniem wyspy wyjeździe mieszkańcowi Palmy, Ernestowi Canut, za 1200 franków. Wcześniej przez długi czas stało w porcie w Palmie, bo urzędnicy naliczyli za instrument wysokie cło - 500 franków.

Co mógł kupić Chopin za 100 franków? Odpowiedź znajdziemy w korespondencji z Julianem Fontaną. Kompozytor pisał do przyjaciela w Paryżu, latem 1841 roku, z wiejskiej posiadłości George Sand w Nohant: "Posyłam Ci sto franków na rozmaite wydatki, z których najprzód odbierzesz sobie na Szarywary, oddasz za komorne (owe światło), zapłacisz w domu listy odźwiernemu, bukieciarkę, co się o sześć upomina. Kupisz mi u Houbigant Chardin na Faub. St. Honoré mydło benjoin, 2 pary rękawiczek szwedzkich (znajdziesz gdzie w szafie starą na miarę), flakon patchouli, flakon bouquet de Chantilly".

Ale to nie koniec zlecenia. Fryderyk prosi również, cały czas w ramach tej kwoty, o... rączkę do drapania sobie głowy! "W Palais Royal, w galerii po stronie teatrów, prawie we środku, jest duży sklep galanterii (...); ma dwa okna z wystawami rozmaitych szkatuł, figlów i nicości, świecących. Tam się spytasz, czy nie mają rączki ze słoniowej kości do drapania sobie głowy. Musiałeś widzieć podobny figiel nieraz: mała rączka, zakrzywiona zwykle, biała, na czarnym kijku osadzona. Zdaje mi się, żem tam taką widział; spytaj się, a powiedzą Ci. Otóż wyszukaj ten figiel i przyślij, jeżeli nb. nie drożej jak 10, 15, 20 albo i 30".

Zakład o pasztet

Kiedy indziej pisze do Fontany z prośbą o przesłanie do Nohant z Paryża pasztetu strasburskiego, o który przegrał zakład. Na ten cel posłał Fontanie 50 franków. Liczył, że uda się zrealizować zakup za 30 franków. "Kup jeden za 30 fr. Powinien być duży. Przychodzą mu one w pudłach drewnianych okrągłych z Strasburga. Zaadresuj do mnie i dyliżansem przyślij co prędzej. Jeżeliby zaś za 30 był mały, daj 35 albo 40. Ale suty niech będzie. Złości mię bierą, że na pasztet tyle pieniędzy trzeba, szczególniej kiedy ich na co innego potrzeba".

W 1844 roku donosił Sand, która przebywała wówczas w Nohant, że wybrał dla niej materiał na suknię - czarną lewantynę, w najlepszym gatunku. Metr takiego materiału kosztował 9 franków, co wskazywało na wysoką jakość. Z kolei dwa lata wcześniej kupował służącej Sand, Franciszce, prezent - cztery łokcie koronki "szerokiej przynajmniej na dwa palce", oferując 10 franków za łokieć. Sand z kolei gotowa była zapłacić 40 franków za szal. Stawka dla służącego akceptowalna przez Chopina wynosiła 60-80 franków miesięcznie.

Pieniądze się go nie trzymały

Chopin lekką ręką wydawał pieniądze, nic dziwnego, że nie mógł porozumieć się w kwestiach materialnych ze swoim ojcem, który żył oszczędnie i skromnie, przeliczając wszystkie wydatki. Nieraz wywiązywała się między nimi dyskusja na ten temat. "Dopóki nie postarasz się odłożyć paru tysięcy franków, będę uważał, że jesteś godzien pożałowania pomimo Twego talentu i pochlebstw, którymi Cię darzą; pochlebstwa — to dym, nie wspomogą Cię w potrzebie. Gdyby broń Boże, niedomagania lub choroba zmusiły Cię do przerwania lekcji, to grozi Ci nędza na obczyźnie" - pisał Mikołaj do Chopina w 1833 roku.

Fryderyk niespecjalnie brał sobie do serca rady ojca. Nie oszczędzał, żył z rozmachem. Nie było rzadkością, że pożyczał pieniądze od znajomych. Problemy nasiliły się, gdy Chopin był już na tyle chory, że nie mógł zarabiać. Pomogli mu wtedy najbliżsi i przyjaciele, w tym Jane Stirling, szkocka pianistka, uczennica Chopina.

Najlepiej podejście Fryderyka do pieniędzy obrazuje fragment listu do Dominika Dziewanowskiego: "Pięć lekcji mam dzisiaj dać; myślisz, że majątek zrobię; kabriolet więcej kosztuje i białe rękawiczki, bez których nie miałbyś dobrego tonu. Kocham karlistów, nie cierpię filipistów, sam jestem rewolucjonistą, zatem nic sobie z pieniędzy nie robię, tylko z przyjaźni, o którą cię błagam i proszę".

Monika Borkowska