Reklama

Katarzyna Drelich, Interia: Czym jest improwizacja dla pianisty?

Zuzanna Całka: - Improwizacja to nic innego, jak po prostu strumień świadomości przelany na instrument dzięki pewnym umiejętnościom, takim jak biegłość techniczna, znajomość harmonii oraz różnych stylów - to wszystko sprawia, że jesteśmy w stanie tworzyć muzykę tu i teraz.

Reklama

Czy tworzenie ad hoc wymaga błyskawicznego myślenia o funkcjach, czy w pewnym sensie przychodzi to intuicyjnie?

- No właśnie. Stwierdzenie "strumień świadomości" odnosi się głównie do melodii, która jest w nas i wyzwala się pod wpływem pewnych bodźców. Harmonia zaś to nic innego, jak kombinowanie na podstawie tego, co wiem, czego się nauczyłam. Owszem, powstało mnóstwo książek i opracowań na temat improwizacji, jednak najważniejsze jest, aby wyrobić w sobie umiejętność harmonizacji melodii na żywo. To tylko i wyłącznie kwestia ćwiczenia. Pierwsze z moich improwizacji były przeze mnie zapisywane.

Kiedy pojawił się pomysł, żeby zacząć improwizować?

- Miałam taki czas po studiach, że długie godziny spędzone przy fortepianie - nieodłączny element życia i stanu ducha pianisty - były dla mnie wręcz terapeutyczne. Ogromnej radości zaczęła mi wtedy  dostarczać improwizacja, która z czasem przerodziła się w komponowanie. Po latach klasycznej edukacji dawało mi to poczucie wolności.

Ale przecież na studiach pianistycznych jest taki przedmiot jak improwizacja?

- Owszem. Był to oczywiście dla mnie pewien bodziec, choć podstawy harmonii wykładane podczas improwizacji na studiach miałam opanowane już wcześniej, zgłębiałam je na własną rękę równolegle z edukacją w szkole muzycznej. Głównie dzięki samodzielnej pracy przy instrumencie jesteśmy w stanie odkryć nowe rzeczy, nowe jakości, posiąść nowe umiejętności.

Czy zgłębianie tajników improwizacji może w jakiś sposób wzbogacić interpretację muzyki klasycznej?

- Oczywiście, że tak. Można podejrzewać, że wiele szkiców utworów Chopina powstało właśnie w wyniku spontanicznej improwizacji. Na przykład Mazurek a-moll op. 17 nr 4, który bardzo lubię wykonywać, opiera się na temacie granym espressivo, który powraca za każdym razem ten sam, ale nie taki sam, w nieskończoność odmieniany. Akordy w lewej ręce zawierają niezwykle ciekawe harmonie stanowiące fantastyczną bazę do improwizacji. Geniusz Chopina polegał - między innymi oczywiście - na umiejętności ujęcia wyników swych improwizacji w formy, będące prawdziwymi arcydziełami muzycznymi pod każdym względem.

Znajduje się on także na Twojej płycie, którą wydałaś w 2018 roku, w towarzystwie utworów innych kompozytorów związanych z Warszawą - Paderewskiego, Addinsella. Skąd pomysł na tę płytę?

- Jest to dość osobisty wybór utworów, które szczególnie kojarzą mi się z moim rodzinnym miastem. Spośród muzyki Chopina, oprócz wyżej wspomnianego Mazurka znajduje się tam także Preludium Des-dur op.28 nr 15 "Deszczowe" - kompozycja dużo bardziej znana, ale przecież nie mniej fenomenalna. Na płycie znalazł się także tytułowy Koncert warszawski Richarda Addinsella, pierwotnie napisany na fortepian z orkiestrą jako muzyka do angielskiego filmu "Niebezpieczne światło księżyca". Opowiada historię fikcyjnego pilota i pianisty, który komponuje swój koncert podczas bombardowania warszawy w 1939 roku, a potem ucieka na Zachód, by wziąć udział jako pilot w bitwie o Anglię. To piękna muzyka, napisana w romantycznym stylu, nawiązująca do Rachmaninowa oraz Chopina i co ciekawe - o wiele częściej wykonywana i nagrywana za granicą niż w Polsce.

Skoro tak płynnie przeszłyśmy do tematu filmu, chciałabym teraz poruszyć temat Transatlantyku. Czym dla Ciebie było zwycięstwo na tym festiwalu?

- Od bardzo dawna interesowały mnie związki muzyki z obrazem, które są główną osią programu festiwalu Transatlantyk. Wcześniej współpracowałam z wieloma artystami wizualnymi - stałym elementem moich koncertów z muzyką autorską są wizualizacje autorstwa Zuzanny Kołodziej, która znakomicie rozumie moją wizję artystyczną i to, co chcę wyrazić muzyką. Warstwa wizualna nie tylko dopełnia odbiór audialny ale również wnosi nowe treści. Wcześniej pracowałam z warszawskim kolektywem braci Ebert, tworzących malarskie, abstrakcyjne fluidacje.

W obu tych kooperacjach bardzo ważny jest dla nas element improwizacji: najpierw rozmawiamy na temat tego, czym są dla mnie moje kompozycje oraz o czym one są i bazując na tych ustaleniach wprowadzamy elementy spontaniczności podczas wykonań na żywo, zarówno podczas moich utworów solowych, jak i z towarzyszeniem innych instrumentów. Dzięki temu muzyka staje się niezwykle żywa, osobista. 

Jak dokładnie wyglądał konkurs Transatlantyk?

- Mój stosunek do konkursów pianistycznych zawsze był dosyć chłodny. Moim zdaniem muzyka nie jest sportem, w którym zawodników można jednoznacznie ocenić, na podstawie sprecyzowanych kryteriów. O Instant Composition Contest dowiedziałam się przypadkiem i natychmiast zaciekawiła mnie koncepcja tego konkursu. Pomyślałam, że to doskonała okazja na zaprezentowanie swojej wrażliwości muzycznej, na sprawdzenie, jak szybko potrafię przetwarzać moje emocje na język muzyczny.

Okazało się, że szybko?

- Rzeczywiście wyszło chyba dość dobrze. Zwłaszcza drugi etap, który bardzo podobał mi się tematycznie. Formuła konkursu jest unikalna w skali światowej: uczestnik ogląda w sali film krótkometrażowy bez dźwięku, po czym wychodzi na scenę i tworzy do niego muzyczną narrację. Nie ma za wiele czasu na zastanowienie się nad istotą filmu, zaplanowanie swojej improwizacji. Zabronione jest wykorzystywanie znanego materiału muzycznego. Bardzo ważne było dla mnie, aby improwizacji nadać osobisty ton, przy jednoczesnym unikaniu wpadania w konwencje czy stosowania utartych schematów. To duża trudność, szczególnie, gdy na co dzień słucha się dużo muzyki. Przygotowując się do konkursu, postanowiłam poszukać związków harmonicznych, które w moim własnym języku improwizacji odpowiadałyby konkretnym emocjom czy też sytuacjom. Myślę, że to pomogło mi reagować znacznie szybciej na to, co działo się na ekranie. Bardzo inspirujące były dla mnie żywe reakcje konkursowej publiczności.

Czy zajmowanie się muzyką inną niż klasyczna bywa powodem do lekceważenia przez innych pianistów klasycznych?

- Osobiście tego nie odczuwam; to, co robię, robię w zgodzie z sobą, z moją historią, co daje mi poczucie spełnienia artystycznego. Fakt, że nie mam za sobą pełnej edukacji muzycznej - przed liceum muzycznym uczyłam się w eksperymentalnej klasie muzycznej w zwykłej szkole - mógł mnie nieco odciążyć z elementu rywalizacji psychologicznej, którą w przypadku typowej edukacji artystycznej odczuwa się już od najmłodszych lat.

Odczuwasz ten stereotypowy wyścig szczurów?

- Sporo o tym myślałam, jako że zajmowałam się przez jakiś czas nauczaniem gry na fortepianie. System edukacji w Polsce nie sprawdza się dla wszystkich. Istnieją oczywiście uczniowie stworzeni do wygrywania konkursów i wspaniałych osiągnięć, ale większość z nas potrzebuje większej wolności, pozostawania otwartym na inne drogi rozwoju. Dobranie odpowiedniej metody nauczania do konkretnego ucznia to niezwykle trudne i odpowiedzialne zadanie.

Uważasz, że improwizacja jest niedoceniana w środowisku klasycznym?

- Myślę, że tak. To duże zaniedbanie naszego systemu edukacji. Zachęcam do improwizacji wszystkich moich uczniów - część z nich odnosi już sukcesy na polu kompozytorskim, z czego jestem bardzo dumna. Może to wynikać z faktu, że rozwijałam ich także w tym kierunku, nie zamykałam ich na improwizację. Wiele osób boi się improwizacji. Ale zupełnie niesłusznie. Moim zdaniem jest ona dobra dla każdego, niezależnie od zdolności czy predyspozycji - tym bardziej, że to także umiejętność, którą się po prostu nabywa, wypracowuje i doskonali.

Jak wygląda koncertowanie w czasach pandemii, w dobie odwołanych koncertów?

- Lockdown uświadomił mi, jak bardzo potrzebny jest mi kontakt z publicznością, muzykowanie na żywo. Oczywiście, streaming czy inne formy mogą stanowić pewną namiastkę tego doświadczenia - ale nigdy nie będą go w stanie zastąpić. Czekam z utęsknieniem na powrót koncertów i spotkania na żywo. Ograniczenie liczebności słuchaczy nie przeszkadza mi - bardzo lubię kameralny klimat!

uchałam dziś twojej kompozycji na trio. Czy wykonując własne utwory wraz z innymi muzykami czujesz pewną odpowiedzialność za nich?

- Mam bardzo określone wymagania odnośnie brzmienia moich utworów. Dlatego w miarę możliwości staram się koncertować z tym samym składem (Jacek Wachnik i Adam Mazurek - przyp. red.) - jako, że współpracujemy już od studiów, znamy się bardzo dobrze i wiele rzeczy mamy już ustalonych i przegadanych. Dlatego też nasz dialog muzyczny na scenie jest bardzo spójny.

Pracujesz obecnie nad nową płytą. Co na niej będzie i kiedy możemy się jej spodziewać?

- Znajdzie się na niej kilka kompozycji które dojrzewały na scenie i na próbach jak również nowe utwory, które powstały podczas lockdownu, kiedy wreszcie miałam więcej czasu. Debiutancką płytę ze swoimi kompozycjami chciałabym wydać jak najszybciej, bo mam już wiele pomysłów na kolejny album!

Katarzyna Drelich