Reklama

Hubert Rutkowski jest absolwentem Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie. Ukończył studia podyplomowe w Hochschule für Musik und Theater w Hamburgu w klasie prof. Jewgenija Koroliova. Jest pedagogiem i koncertującym pianistą, a jednocześnie dyrektorem artystycznym Chopin Festival w Hamburgu oraz inicjatorem i dyrektorem Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego Teodora Leszetyckiego w Hamburgu.

Monika Borkowska, Interia: Muzyk, nauczyciel czy organizator? Która z tych odsłon najlepiej Pana charakteryzuje?

Reklama

Hubert Rutkowski: Zajmuję się różnymi rzeczami jednocześnie. Te wszystkie działalności łączy fakt, że jestem muzykiem. To jest nadrzędna rzecz. Wspaniale się czuję, wykonując utwory na scenie, ale też pasjonuje mnie nauczanie innych. Dużo uczę się od moich studentów, to reakcja dwustronna. Z drugiej strony wiele radości i satysfakcji sprawia mi organizowanie różnych rzeczy, tworzenie czegoś od zera. Jak dotąd udaje mi się te puzzle układać w całość.

Studiował Pan przez jakiś czas również na politechnice.

Tak, studiowałem dwa lata techniki multimedialne, równolegle ze studiami pianistycznymi w Warszawie. Na początku studiów nie byłem do końca pewny, czy zostanę pianistą. Pasjonowały mnie też komputery, informatyka. Ale po dwóch latach uznałem, że muszę dokonać wyboru i zająć się na poważnie jedną rzeczą. Postawiłem na muzykę.

Komputery i najnowsze technologie w połączeniu z XIX-wiecznymi fortepianami to dość oryginalne połączenie...

Rzeczywiście jakoś tak się składa, że fascynuje mnie jednocześnie i stare, i nowe. Zajmuję się fortepianami historycznymi, ale lubię też eksperymentować na fortepianach współczesnych różnych marek. Lubię repertuar klasyczny czy romantyczny, ale nie stronię też od współczesności. Pociąga mnie różnorodność.

Jak zaczęła się Pana przygoda z fortepianem historycznym? Kiedy pierwszy raz się Pan z nim zetknął?

Dokładnie dziesięć lat temu, w roku chopinowskim. Zacząłem wtedy pracować w Hamburgu, w Hochschule für Musik und Theater, gdzie wygrałem konkurs na stanowisko profesora. Okazało się, że w mieście jest muzeum, w którym znajduje się kolekcja instrumentów historycznych. Przedstawiciele tej placówki zwrócili się do naszej uczelni z ofertą współpracy, proponując wykorzystanie tej kolekcji. Pojechałem na miejsce i zorientowałem się, jak niesamowite są to instrumenty, jakie mają możliwości. I tak to wszystko się zaczęło...

One są w użyciu bez ograniczeń? Wiek nie przeszkadza w ich eksploatacji?

Nie są dostępne na co dzień dla wszystkich. Nie ćwiczymy tam każdego dnia. Są pewne ograniczenia, ale udaje nam się tę współpracę kontynuować. W muzeum znajduje się siedem instrumentów z różnych epok. Odbywają się tu zajęcia i cykliczne koncerty dla studentów.

Prowadzi Pan katedrę fortepianu współczesnego i historycznego?

Katedrę fortepianu współczesnego, natomiast w ramach tego kierunku jest dodatkowy przedmiot dla zainteresowanych - wykonawstwo na instrumentach historycznych. Nie ma natomiast wydziału dedykowanego instrumentom historycznym.

Czy gra na fortepianach z XIX wieku rzutuje na grę na fortepianie współczesnym?

Kontakt z fortepianami historycznymi zmienia sposób słyszenia, interpretacji, zmienia też technikę. Później faktycznie te doświadczenia można wykorzystywać na fortepianie współczesnym. Powiązania między tymi instrumentami, zależności i przenoszenie doświadczeń to coś niezwykłego.

Jaka jest technika gry na instrumencie historycznym? 

Instrumenty historyczne wymagają innego dotyku, mniejszej siły. Ma się wrażenie, że dotyka się strun, mechanika jest bardziej bezpośrednia. Kontakt z takim fortepianem rozwija dotyk, czułość, umiejętność operowania w wąskim spektrum jeśli chodzi o niuanse dynamiczne czy artykulacyjne. Te instrumenty są wrażliwe i intymne. To bardzo rozwijające doświadczenie.

To, co mnie zaciekawiło, to Pana podejście do interpretacji. Wielokrotnie mówił Pan, że lubi ryzyko i eksperymenty. Czy takiej swobody interpretacyjnej uczy Pan swoich studentów?

Świat otwiera się na eksperymenty, bo wszechobecna standaryzacja już trochę nas zmęczyła. Ludzie potrzebują żywej muzyki, kreatywności. Zdarza się coraz częściej, że laureatami zostają niekoniecznie perfekcyjni pod względem technicznym pianiści, a muzycy, którzy prezentują coś w oryginalny, ciekawy i świeży sposób. Gdy ja sam byłem studentem, pewne rzeczy były niedopuszczalne. Teraz młodzi ludzie mają większą swobodę.

Co konkretnie ma Pan na myśli?

Na przykład nie budzi dziś wielkich kontrowersji częste stosowanie rubat czy granie niejednoczesne ręki lewej z prawą. Kiedyś było to traktowane jako maniera w złym guście. Tymczasem szkoła chopinowska kontynuowana przez uczniów Chopina to dopuszczała. Powrót do nagrań wychowanków uczniów Fryderyka Chopina jest powrotem do czegoś starego, ale w istocie wnosi powiew świeżości.

Jak ma się takie podejście do idei Konkursu Chopinowskiego, który został zorganizowany w celu przywrócenia tej jednej, właściwej interpretacji utworów Chopina?

Odpowiedź nie jest prosta. Największą sztuką jest znalezienie właściwego balansu. Zbyt duża swoboda, spontaniczność nie muszą być dobre. To samo można jednak powiedzieć o zbytniej prostocie, nadmiernej organizacji ułożenia materiału muzycznego. Uważam, że szczególnie na pewnym etapie istotne jest przekraczanie tych granic. Dzięki temu możemy stworzyć własną ścieżkę interpretacyjną, znaleźć swój złoty środek. A jeśli chodzi o wzorzec - nikt tak naprawdę nie wie, jak się powinno grać Chopina. Jego samego nie możemy niestety o to spytać. Wydaje mi się, że nagrania wychowanków uczniów Chopina mogą pozwolić nam dotrzeć do tej estetyki. 

Pozwala więc Pan swoim studentom poszukiwać tych najlepszych dróg interpretacyjnych, nawet jeśli mieliby błądzić?

Tak, ponieważ to ważne doświadczenia. Wyznaję zasadę, że czasem lepiej pójść za daleko, przecież później można to zredukować. Najważniejsze, by studenci mogli poczuć się swobodni w swoich muzycznych wypowiedziach, by mogli wyeksponować swoją wizję. Nie jest dobre ograniczanie od początku młodych muzyków.

Brakuje Panu w dzisiejszych czasach tej różnorodności grania, jaka była w początkach XX wieku?

Tak. Rzeczywiście obecnie wykonania są ujednolicone. Coraz trudniej jest usłyszeć istotniejsze różnice. Rzadko wychodzimy poza pewien kanon. Techniki wykonawcze się zestandaryzowały. Być może to się zacznie zmieniać. Ale póki co - tak to w zdecydowanej mierze wygląda.

Jak ocenia Pan swoich studentów? Chętnie podejmują ryzyko związane z poszukiwaniem swojej ścieżki?

Każdy z nich jest inny. Jak dotąd udaje mi się doprowadzić do tego, że czują się swobodnie. Zdarzają się wręcz przypadki, że to idzie za daleko i trzeba ich trochę hamować.

Są zainteresowani instrumentami historycznymi?

Zainteresowanie fortepianami historycznymi pojawiło się mniej więcej dekadę temu. W miarę upływu lat rośnie liczba pianistów, którzy chcą spróbować swoich sił w tej dziedzinie. Ale są i tacy, którzy uważają, że fortepian historyczny ich ogranicza, że nie ma takich możliwości dźwiękowych.

Realizuje Pan wspólnie z Pana studentem, Tomaszem Ritterem projekt "Fortepiany romantyczne w Europie XIX wieku". Czy mógłby Pan przybliżyć zamysł i genezę tego pomysłu?

Projekt zrealizowaliśmy w ramach programu "Kultura w sieci", we współpracy z pracownią fortepianów i pianin pana Andrzeja Włodarczyka. Fortepian jest zwierciadłem kultury europejskiej, wokół fortepianu przez setki lat toczyło się życie muzyczne w tej części świata. Postanowiliśmy przedstawić różne instrumenty z XIX wieku - Pleyela, Erarda, Broadwooda. Pokazujemy, jak brzmią, jak działają, jaką mają mechanikę. Będą to nagrania naszych wykonań różnych utworów wzbogacone o komentarz - do instrumentów, do kompozycji i ich autorów oraz do interpretacji.

Jaki jest Pana ulubiony repertuar?

To się zmienia. Przez długi czas zajmowałem się muzyką romantyczną, uczniami Chopina, samym Chopinem. Później zgłębiałem impresjonizm, nagrałem płytę z utworami Debussy’ego. Następnie przyszła kolej na Brahmsa, teraz wracam do Bacha. Miałem też różne doświadczenia z muzyką współczesną, jestem na to otwarty. Przychodzą kolejne etapy, podejmuję nowe wyzwania.

Wspomniał Pan o muzyce współczesnej. Co konkretnie Pan wykonuje? Czy wykorzystuje Pan fortepian preparowany? Wychodzi Pan poza klawiaturę, do wnętrza instrumentu?

Nie miałem zbyt wielu doświadczeń z fortepianem preparowanym, ale jestem pewien, że będę robił również takie rzeczy. Grałem ostatnio Georga Crumba czy Pawła Mykietyna. Muzyka współczesna to bardzo szerokie pojęcie, współczesny repertuar jest ciekawy, obejmuje wiele niezwykłych utworów, a tak rzadko granych. Warto ją popularyzować.

Rozmawiała Monika Borkowska