Reklama

Katarzyna Drelich, Interia.pl: Jak zmieniła się twoja kariera po zdobyciu drugiej nagrody na I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych?

Aleksandra Świgut: - Zdobycie nagrody było dla mnie wielkim wyróżnieniem, którego się nie spodziewałam, ale które w gruncie rzeczy nie było dla mnie najważniejsze. Emocje związane z przesłuchaniami jeszcze bardzo długo we mnie dogasały. Było to męczące, ale też rozwijające doświadczenie. Udało mi się wówczas dotknąć ważnych tematów w sobie, co miało ogromne przełożenie na energetykę mojej gry. Zabrzmi to pewnie banalnie, ale wówczas na scenie Filharmonii Narodowej (być może pod wpływem tych wszystkich silnych emocji albo jakiejś przedziwnej duchowej ingerencji wielkich osobowości ze starych plakatów w korytarzach filharmonii) uświadomiłam sobie, że odnalazłam swoje miejsce w świecie i w końcu wiem, czego chcę, kim chciałabym się stać, jaki gatunek muzyki jest mi najbliższy.

Reklama

- Do tej pory określenie swojej tożsamości jako artysty było dla mnie zbyt trudne, długo błądziłam w poszukiwaniu swojej drogi i miałam wątpliwości, czy forma, którą wybrałam, jest dla mnie odpowiednia. Wiedziałam, że bez wątpienia jestem artystą i aby nie zwariować potrzebuję tworzyć, ale funkcjonowanie w zawodzie pianisty klasycznego było dla mnie do tamtej pory zbyt przytłaczające. Konkurs był takim impulsem do przebudowy siebie samej, przede wszystkim jednak zmienił moje spojrzenie na własną działalność zawodową. Stałam się bardziej otwarta i gotowa na wyzwania, bardziej pewna siebie.

Da się porównać wykonawstwo na fortepianie współczesnym i historycznym, czy są to dla ciebie dwa różne instrumenty?
- Instrumenty historyczne wymagają szczególnej wrażliwości na dawne idiomy brzmienia. Przede wszystkim należy wyjaśnić, że pod pojęciem "fortepiany historyczne" kryją się różne modele, wczesne włoskie czy niemieckie instrumenty młoteczkowe, wiedeńskie fortepiany Steina, Waltera czy Grafa, angielskie Broadwoody, francuskie Pleyele, Erardy, wymieniając te najbardziej rozpowszechnione marki fortepianów w świecie muzyki dawnej, ale jest ich znacznie więcej, różne lokalne odmiany fortepianów skrzydłowych i stołowych. Gra na tych instrumentach wymaga dogłębnej znajomości techniki i estetyki brzmienia poprzednich epok. Na przykład fortepian wiedeński to instrument wymagający znacznie większej precyzji opuszków palców, kontroli nadgarstków, większej ekonomii ruchów niż współczesny fortepian. Współczesny fortepian to instrument o bardzo skomplikowanej budowie, ciężkim mechanizmie repetycyjnym, krzyżowym układzie strun, wszystkie te cechy czynią go zupełnie różnym od fortepianów z przeszłości - instrumentów o lżejszym korpusie, prostszym (choć wcale nie łatwiejszym w obsłudze) mechanizmie, prostym układzie strun, diametralnie różnym od współczesnego fortepianu rezonansie. Zupełnie inaczej kształtuje się czas muzyczny, artykulację, ornamentację, zmieniają się proporcje brzmienia, inaczej rozkładają się napięcia harmoniczne, gra się w niższych, nierównomiernie temperowanych strojach (a przynajmniej nie są to stroje równomierne oparte na matematycznych modelach, tylko indywidualnym guście strojącego), co bezpośrednio wpływa na fizjologię grającego. Inne cechy instrumentu wpływają na dobór tempa, odczuwanie czasu, czy nawet sposób oddychania.

- Estetyka brzmienia instrumentów historycznych to świat dźwięków wyrwany z kontekstu swoich czasów i przeniesiony na grunt współczesności. Wysiłek ten prowadzi nas głębiej w system wartości naszych przodków, pozwala nam nawiązać głębszy kontakt z naszą przeszłością i tym samym - z teraźniejszością. To połączenie z oryginalnym światem dźwiękowym i intencja kompozytora daje nam w pełni odczuć energię drzemiącą w muzyce historycznej.

- W podobnym duchu działa odradzająca się na przestrzeni ostatnich lat muzyka folkowa. To poszukiwanie kontaktu z kulturą przodków to jednocześnie poszukiwanie własnej tożsamości. Każdy artysta poszukuje tego gatunku, z którym najbardziej się identyfikuje i który odpowiada jego temperamentowi. Ja działam na pograniczu pianistyki klasycznej i muzyki dawnej (choć wciąż pianistyka historyczna to w Polsce gatunek niesłusznie niedoceniany). Mainstream wciąż daje mi możliwość wyrażania pełni swojego temperamentu w muzyce XX i XXI wieku bardzo często eksplorującej skrajne stany emocjonalne. Nie potrafiłam nigdy zrezygnować z tej części swojej osobowości i potrzebowałam do tego współczesnego instrumentu, który sprzyja wyrażaniu tego rodzaju ekspresji. Niemniej specyfika polskiego rynku muzycznego wymusza grę niemal wyłącznie na współczesnych fortepianach, więc bardzo często z przyczyn pragmatycznych wykonuje na współczesnym fortepianie muzykę wszystkich epok.

Po Konkursie na instrumentach historycznych przyszedł czas na udział w tym "głównym".
Czy przełożenie Konkursu Chopinowskiego na przyszły rok wpłynęło jakkolwiek na twoje przygotowania do tego wydarzenia?

- Oczywiście, więcej czasu to większe możliwości rozbudowania repertuaru o dodatkowe pozycje. Muzyka Chopina, choć znów być może zabrzmi to banalnie, to niewyczerpane źródło wiedzy o sztuce prowadzenia głosów, harmonii, kreowaniu napięć, subtelnych stanach duchowych. Im więcej czasu, tym uważniej można było tego wszystkiego posmakować i docenić.

- To był także dodatkowy czas na pozamykanie starych spraw, zakończenie przeciągających się latami przedsięwzięć, pogłębienie rodzinnych relacji, zadbanie o kondycję fizyczną. Z ulgą przyjęłam wiadomość o przełożeniu Konkursu. Nie wyobrażam sobie przesłuchań bez udziału publiczności. Myślę, że każdemu z nas taki wolny czas był potrzebny do pogłębienia refleksji nad aktualnym stanem ducha i widzę same dobre strony takiego obrotu spraw.

- W okresie lockdownu miałaś okazję grać recitale transmitowane przez internet. Czym się to różni od tradycyjnego koncertu, z udziałem publiczności na żywo?

- Muszę przyznać, że choć czułam się szczęśliwa i spełniona, że mam możliwość wzięcia udziału w transmitowanym koncercie, to jednocześnie czułam pewien dysonans, nie była to dla mnie w pełni komfortowa sytuacja. Nagrywane koncerty wyzwalają we mnie demona perfekcjonizmu. Zamiast oddawać się spontanicznej kreatywności zaczynam cyzelować każdą nutę, wpadam w mało twórczy stan umysłu, który blokuje moją produktywność. Koncerty online wymagały przesterowania się na inne częstotliwości i dodatkowej pracy nad sobą, dlatego po pierwszych takich transmisjach czułam się całkowicie wypalona...

Czy termin "kariera" to dobre określenie na to, czym zajmuje się koncertujący pianista? Nie jest to według ciebie określenie zbyt trywialne?

- Kariera to absolutnie trafne określenie i nie trzeba się go wstydzić. Świat muzyki klasycznej podlega tym samym brutalnym prawom rzeczywistości co każda branża artystyczna. Fakt, że zajmujemy się muzyką historyczną, gramy na akustycznych instrumentach,  zakładamy eleganckie stroje i jesteśmy magistrami sztuki nie zamyka nas w mydlanej bańce i nie odcina od trywialnej rzeczywistości.

- Organizatorom zależy na zapełnieniu sal, promocji wydarzeń, artystom i zespołom na promowaniu własnej działalności. Sądzę, że pewna pruderia dotycząca kwestii biznesowych w środowisku muzyki klasycznej wyrasta z fałszywych przekonań, że muzyk klasyczny to istota mająca do czynienia z wyższymi sferami ducha, niż taki na przykład muzyk rockowy. Rzeczywiście, działalność muzyków klasycznych bardziej osadzona jest w tradycji i kultywuje intelektualne spojrzenie na sztukę, osobiście jednak inaczej wartościuję artystów - dzielę ich na dobrych i złych, autentycznych i nieautentycznych, niezależnie od gatunku, w jakim się poruszają.

- Muzyka klasyczna we współczesnym świecie jest równouprawnionym gatunkiem z innymi działającymi na rynku. Także jako muzyk klasyczny możesz zrobić karierę, także tutaj potrzebny jest sprawnie działający marketing, dobrzy agenci reprezentujący artystów, impresariaty; kariera to nie tylko pojęcie zarezerwowane dla muzyków rozrywkowych. Mądre budowanie swojej kariery to narzędzie do osobistego rozwoju.

Od pewnego czasu jesteś asystentką w Katedrze Kameralistyki na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Jak wpływa na ciebie kontakt ze studentami, gdy jesteś już po tej drugiej stronie - kogoś, kto uczy?

- Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej pracy. Pracuję ze wspaniałymi, pełnymi pasji młodymi ludźmi o różnych ciekawych osobowościach. Odkrywanie głębokich pokładów duchowości drugiego człowieka to moja wielka pasja, a praca pedagoga daje mi przestrzeń do spełnienia tej pasji przez pryzmat relacji zawodowych. Choć aktywność zawodowa pomaga mi w pracy pedagogicznej, to rola pedagoga i wykonawcy w pełnym punkcie rozchodzą się na dwie osobne ścieżki. Domeną wykonawcy jest... wykonywanie, znajdowanie spełnienia w realizacji myśli i  wewnętrznych napięć w czynach. Pedagogika to wirtuozeria słowa, werbalnego przekazywania treści emocjonalnych, to rozbudzanie wyobraźni słowem. Droga do mistrzostwa w pedagogice jest równie wymagająca co w wykonawstwie. Nie można z automatu założyć, że będąc dobrym wykonawcą będzie się równie dobrym pedagogiem.

- Zawsze byłam bardzo krytyczna i wybredna w stosunku do swoich pedagogów. Będąc po tej drugiej stronie stałam się bardziej empatyczna i pojęłam trudności w pełnieniu tej funkcji. Kontakt ze studentami jest dla mnie niezwykle budujący, dzięki nim dowiaduje się wiele o sobie, można powiedzieć, że studenci w takim samym stopniu uczą się ode mnie, jak ja od nich. Mamy z tej relacji obopólną korzyść.

Jak łączysz przygotowywanie swojego repertuaru, konkursy i pracę na uczelni? Próbuję trochę zrozumieć mit pianisty niewychodzącego całymi dniami z ćwiczeniówki. Patrząc na twoją aktywność zawodową można się domyślać, że twój czas na ćwiczenie nie jest nieograniczony.

- Aktywność zawodowa rzeczywiście wypełnia cały mój czas i niestety nie znajduję już więcej sił i energii na rozwijanie się w innych obszarach, choć mam w sobie dużo niewyczerpanej ciekawości świata. Mit pianisty nie wychodzącego z ćwiczeniówki nie jest niestety mitem, a smutną rzeczywistością. Wiem, co mówię, ponieważ sama przeszłam ten etap. Wiem, co znaczy znaleźć się martwym punkcie.

- Współczesne standardy wykonawcze, będące zresztą konsekwencją konkursowej mentalności, wymuszają na pianistach doskonałość warsztatu. Stąd to wielogodzinne siedzenie w ćwiczeniówce - akademie muzyczne niestety przyczyniają się do kreowania takiego złudzenia. Świat dziś nie potrzebuje artystów o nieskazitelnym warsztacie, zdolnych do idealnego odtwarzania muzyki, choć mogłoby się tak wydawać, sądząc po kierunku rozwoju pianistyki w ostatnich latach. Świat potrzebuje artystów z własną wizją, twórczym myśleniem, energią, kreatywnością, indywidualnym stylem i autentycznością. Tego boskiego pierwiastka w człowieku nie da się wyćwiczyć w ćwiczeniówce, takie rzeczy trzeba wysiedzieć, przepłakać, wycierpieć, zrozumieć. Innymi słowy: do bycia prawdziwym artystą trzeba nieustannego dojrzewania i odwagi w konfrontacji z samym sobą.

Katarzyna Drelich