Reklama

Katarzyna Drelich, Interia.pl: "Festiwal jak żaden inny" - napisał Pan w swoim liście otwartym o tegorocznej edycji Festiwalu Chopin i Jego Europa. Z jakimi nowymi wyzwaniami przyszło się Panu zmierzyć w czasie przygotowań do tej wyjątkowej i - jak sądzę - trudnej edycji?

Stanisław Leszczyński: - Sytuacja pandemiczna, która objęła cały świat, stawia przed nami szereg nowych wyzwań. To kwestie czysto logistyczne, związane z możliwością realizacji koncertów: jakie są możliwości rozmieszczenia muzyków w danej przestrzeni, ile osób i według jakiego planu może usiąść na widowni, jak zachować reżim sanitarny, który zapewni maksimum bezpieczeństwa artystom, widzom i nam, organizatorom... Dalej: kto może przyjechać do Polski? Z powodu zamknięcia granic Unii Europejskiej (i naszego kraju) m.in. dla osób z USA musieliśmy zrezygnować z udziału w Festiwalu kilkorga ważnych artystów. Na bieżąco, praktycznie z dnia na dzień, monitorujemy sytuację międzynarodową: gdzie granice się otwierają, jakie jest niebezpieczeństwo ich zamknięcia, kogo obowiązuje kwarantanna... Reorganizacji wymaga praktycznie każdy aspekt naszej pracy - inne są środki promocji, według innych procedur odbywa się sprzedaż biletów (i w ogóle cała obsługa widzów), inaczej planujemy wydawnictwa, realizujemy więcej streamingów (niemal ze wszystkich koncertów!), musieliśmy się także zmierzyć z odmiennym od ustalonego na przestrzeni lat harmonogramem pracy. Mamy jednak w Instytucie znakomity zespół doświadczonych, wysoko wykwalifikowanych i bardzo oddanych sprawie pracowników, więc udaje się nam, jak dotąd, omijać wszystkie rafy...

Reklama

Miał Pan jakiekolwiek wątpliwości, czy Festiwal w tym roku w ogóle się odbędzie?

- Oczywiście! W tygodniach całkowitego lock-downu, gdy nie wiedzieliśmy zupełnie, kiedy i w jakim zakresie obowiązujące obostrzenia będą znoszone, chyba każdy z nas stawiał sobie tego rodzaju pytania. Gdzieś tam jednak w głębi duszy wierzyłem, że się uda i jak tylko pojawiło się światełko w tunelu, przystąpiliśmy do działania. Przeprogramowanie festiwalu nie było ani proste, ani oczywiste, zwłaszcza że zależało mi nie tylko na "uratowaniu" możliwie jak największej liczby koncertów, ale zachowaniu linii programowej, która konsekwentnie realizowana jest od pierwszej edycji tego wydarzenia. I udało się. Są wybitni artyści, jest wykonawstwo na instrumentach historycznych, jest - oprócz rzecz jasna Chopina - wartościowa muzyka polska (także ta mniej znana), jest też dużo "jubileuszowego" Beethovena w bardzo ciekawych ujęciach.

Czy decyzja o przełożeniu Konkursu Chopinowskiego na przyszły rok wpłynęła na organizację Festiwalu?

- Na organizację festiwalu bezpośrednio nie, choć zdecydowałem się zrezygnować z ustalonego wcześniej podtytułu "Przed Wielkim Konkursem" z nadzieją, że będzie on przynależny przyszłorocznemu festiwalowi. Natomiast przełożenie Konkursu zainspirowało mnie do stworzenia, niejako w jego miejsce, a więc w tych ramach czasowych, serii recitali pianistycznych, które tak właśnie planujemy zatytułować... Ale o tym opowiemy więcej za kilka tygodni. 

Festiwal Chopin i Jego Europa rozpocznie się już 15 sierpnia. Przez ponad dwa tygodnie będzie można posłuchać dzieł różnych twórców, od Bacha po Pendereckiego. Szeroka gama kompozytorów ma zachęcić do odwiedzenia murów najznakomitszych warszawskich sal koncertowych słuchaczy o różnych gustach. Czy organizatorom zależy również na tych, którzy z muzyką klasyczną nie są "za pan brat"?

- Staram się zawsze, by festiwal był propozycją ciekawą zarówno dla melomanów, tzw. specjalistów ze środowiska muzycznego, jak i tych, którzy rozważają dopiero przygodę z muzyką klasyczną. Nie oznacza to w żadnym wypadku chęci prezentowania muzyki "lekkiej, łatwej i przyjemnej" w zupełnie według mnie mylnym przekonaniu, że taka prędzej przyciągnie nowych słuchaczy. Ja widzę to zupełnie inaczej. Uważam, że tym, co może nie tylko przyciągnąć nową publiczność, ale i ją "zatrzymać", jest sztuka najwyższej rangi. Jeżeli jest fascynująca interpretacja, zachwycająca wirtuozeria lub "tylko" naprawdę znakomite wykonanie, to właśnie to ma szansę zachwycić - na równi melomana jak i "nowicjusza". Prawdziwe piękno ma wielką moc przyciągania, a wielki artyzm wydobywa, podkreśla urodę dzieła. Ta myśl leży też u podstaw mojego przekonania, że polską muzykę, zwłaszcza tę mniej znaną, promować i propagować należy wyłącznie w naprawdę znakomitych wykonaniach. Szanse, że świat pokocha nieznanego sobie praktycznie Moniuszkę zdecydowanie rosną, gdy serce oddaje mu jeden z mistrzów współczesnego świata operowego - choć specjalista od wykonawstwa historycznego - Fabio Biondi, lub gdy jego pieśni wykonywać i nagrywać będą artyści tej miary, co Piotr Beczała i Christoph Prégardien. Ale to już zupełnie inny, zresztą bardzo obszerny, temat...

Tegoroczna edycja to kalejdoskop wybitnych postaci polskiego i światowego wykonawstwa. Domyślam się, że festiwal o takiej randze nie spotyka się z odmowami wśród artystów?

- Jesteśmy rzeczywiście w tej szczęśliwej sytuacji, że nie tylko odmowy są rzadkością, ale wielu znakomitych artystów samych się do nas zgłasza. To oczywiście wynik wieloletniej pracy i konsekwentnie realizowanej wizji artystycznej, dzięki którym Chopin i jego Europa naprawdę należy do najwyżej cenionych - przez krytyków, melomanów i samych artystów - festiwali muzycznych naszego kontynentu.

Jakie nauki wyciągnął Pan z czasu epidemii, podczas której - jak Pan ujął w swoim liście - życie kulturalne zamarło na kilka tygodni?

- Jest ich sporo i - jak myślę - dla każdego do indywidualnego, własnego rozważenia. Sądzę, że dopiero zaczęliśmy te nauki, czy wnioski, wyciągać i czas pokaże, jakie są tego efekty. Jak zawsze w ekstremalnych sytuacjach zastanawiamy się nad gradacją wartości, weryfikujemy priorytety, uczymy się pokory... Ja umocniłem swoją wiarę w zbawczą moc sztuki: radości, pięknego przeżycia, jakie niesie ze sobą w bardzo trudnym nawet czasie. Mając coś na co dzień, dostępne na wyciągnięcie ręki, łatwo zapominamy, jak jest cenne i jak uprzywilejowani jesteśmy, mogąc z tego korzystać.

Katarzyna Drelich